Długo myślałam, że z moimi haluksami się zaprzyjaźniłam i taka "moja uroda". Miałam je od dziecka (wg mamy, pojawiły się już ok 5 r.ż.) i po prostu się przyzwyczaiłam. Nigdy nie nosiłam obcasów, często na lekcjach wf w szkole byłam kontuzjowana, bo krzywo biegałam. Problem nasilił się ok. 20 r.ż., kiedy ból zaczął pojawiać się po większej aktywności - wystarczyło potańczyć, iść na dłuższy spacer podczas wakacji lub na jednodniową wycieczkę w góry. W publicznych szpitalach odsyłano mnie z kwitkiem, że "nie jest jeszcze tak źle", a kolejki odstraszały. Po kolejnych 10 latach ból stawał się już nie do wytrzymania - stopy bolały cały czas, w tym na zmianę pogody. Aktywności fizycznej nie mogłam mieć już żadnej. Wystarczyło przejść się 3 km po parku, by nie przespać z bólu całej nocy i przez następne 2-3 dni leżeć w łóżku. Auta również nie mogłam już prowadzić dłużej niż 1h. W każdym z tych przypadków haluks "rósł" na ok 1-2 tygodnie, że miałam problemy z założeniem obuwia.
Postanowiłam coś z tym zrobić, sprawa była pilna. Po wielu konsultacjach u różnych ortopedów, z polecenia jednego z nich, trafiłam do dr Kniazia. Jak określił: "jak ktoś ma dobrze pani zrobić haluksy, to tylko on". Na pierwszej wizycie od razu wiedziałam, że trafiłam w dobre ręce. Wszystko zostało mi dokładnie wytłumaczone i ani sekundy nie czułam się zbywana, że "to tylko haluksy".
Operację na pierwszą nogę miałam 26.11.2020, na drugą 15.03.2021. W obu przypadkach szybko odzyskałam sprawność.
W lipcu 2021 byłam już na wakacjach, gdzie w 4 dni przespacerowałam prawie 80 km :) Teraz regularnie jeżdżę rowerem (min. 10 km dziennie), biegam oraz nie stronię od tańca. Ponadto znacznie zmniejszyły się bóle pleców- wcześniej regularnie musiałam odwiedzać fizjoterapeutę. Odkąd zoperowałam nogi - jeszcze nie miałam takiej potrzeby.
Myślę, że za rok uda mi się wziąć udział w jakimś maratonie biegowym :)